poniedziałek, 3 października 2016

Zbieranie ludzi

10 września 2016. Tomaszów Mazowiecki, Polska.
-Nic mnie nie obchodzi że masz sprawy do załatwienia w Warszawie! MASZ ZA TYDZIEŃ TU BYĆ! Bo mi jaja urwą!
-Ale co ja na to poradzę, muszę to zrobić.
-POWIEDZIAŁEM RAZ! DRUGI NIE POWTÓRZĘ! - kończę połączenie ciskając mój telefon prosto w ścianę. Nagle słyszę chichot.
-KTO DO KUR...?! - wrzeszczę, powodując jeszcze większą falę śmiechu.
-Zawsze potrafiłeś się wkurzać, ale że aż tak?
-Siedź cicho Ellie, to już drugi Samsung w tym tygodniu! - następny śmiech.
-Mówiłem ci, płać, ratuj honor!
-HOPPER TY SKUR#%×%× W D%$€£% PIER&#%=×@*÷ ... - puszczam prawie minutową "wiązankę", powodując jedynie jeszcze większe salwy śmiechu. W końcu sam zaczynam się śmiać, aż tu nagle nad moją głową przelatuje Mikołaj w swoim Flankerze.
-O rzesz ty skurkubańcu jeden! - wrzeszczę za nim i wskakuję do swojego auta. Jadę w kierunku bazy dywizji. Mam tam ukrytego P-51. Już ja mu dam! Przelotów mu się zachciewa! Oczywiście nie będę używał ostrej amunicji, tylko pocisków z farbą. Dojeżdżam już do jednostki, zatrzymuję się z piskiem opon, po czym wyskakuję z auta.
-A dowódca czego tu?
-Niczego pani sierżant, muszę up... pewnego myśliwca. - odpowiadam i biegnę do stogu siana. Od zawsze mówiłem że źle go maskujemy. Polana i jedyny stóg w promieniu 10-20km. A pal to sześć. Odkopuję wejście do kokpitu i uruchamiam silnik. Szybko kołuję na prowizoryczny pas startowy.
-Eagle One do Niebieskiego 1, jesteś na ziemii?
-Tu Niebieski 1, spójrz w górę.
O ty w życiu! Co za gnojek. Śledził mnie od domu.
-Pamiętaj o zasadach walk powietrznych!
-Spoko, ja to nie ten Iwan.
Startuję i wznoszę się na 1500m.
-Masz treningową gałganie? - pytam.
-Oczywiście. A co chcesz przemalować swojego Mustanga?
-Chciałbyś.
Po kilku manewrach udaje się mi wsiąść mu na ogonie, jednak ledwo co się za nim utrzymuję. Cóż ... P-51 to nie to samo co Flanker ...
-Ja się tak nie bawię! - krzyczy przez radio Mikołaj, po czym wykonuje "Kobrę Pugaczewa".
-O ty dziadu jeden.
Odpalam piosenkę którą chyba nie jeden z myśliwców chciałby usłyszeć. Kenny Loggins - Danger Zone. Drążek do siebie, przepustnica na zero, i jak oczekiwałem Flanker Szalbierza przeleciał tuż podemną. W momencie w którym już obróciłem się akurat kiedy samolot przelatywał poraz drugi, a w słuchawkach usłyszałem "Higway to the Danger Zone!" otworzyłem ogień, "przemalowując" nieco jego Su-27.
-Co?! Jak?!
-Za dobrze znam tego myśliwca. Poza tym i tak jestem lep...
Wtem nad moim kokpitem przelatują MiG-21 i F-14D.
-O rzesz wy dziadygi jedne! Kto lata w tym cholernym Tomcat'cie?!
-Bliadź, a mnie już nie poznałeś?
-Dimitrij, stary druhu. Kto by cię nie poznał. Ale kto lata w tym F-14?!
-Jakiś nowy, miałem go odeskortować. Zmywam się.
-Widzimy się w Afganistanie!
Ciekawe kim jest ten "nowy"?

niedziela, 25 września 2016

Najnowsze wieści

5 września 2016. Tomaszów Mazowiecki, Polska.
Ha! Mówiłem że moje 550 koni nie ma szans w starciu z 450-cioma?! Do tego dochodzi jeszcze doświadczenie za kółkiem.
-No i co Andrzejku? A może powinienem powiedzieć kapitanie Ślimaku? - mówię z uśmiechem.
-O rzesz ty, jak żeś ...
-Normalnie. Duża moc, przyczepność i doświadczenie. Ale mi się wydaje że zrobiłeś to celowo staruszku.
-Akurat.
-Chyba pamiętasz o co się zakładaliśmy? - wtrąca Kinga.
-Powiedz, co to ma być.
-Wycieczka na Hawaje, tylko dla nas dwoje.
-To ja może nie będę wam przeszkadzał. - powiedziawszy to, wchodzę do domu.
-Gdzieś ty był? - pyta Asia.
-W jednostce, przecież wiesz że póki co jestem jej dowódcą.
-I chyba zostaniesz! Dawaj do salonu! PIORUNEM! - krzyczy Mikołaj.
Ledwo co dochodzę do pomieszczenia a już słyszę trajkot TVN-u.
"Od wczorajszego dnia mamy informacje, że w Afganistanie doszło do przewrotu wojskowego. Władzę przejęli rebelianci rosyjscy; są to jednostki, które nie uznały kapitulacji Rosji. Prezydent Putin potępił pucz i zadeklarował pomoc dla prawowitego rządu Afganistanu."
-Od kiedy to Władymir popiera rząd wprowadzony przez amerykanów?
-Od momentu w którym dostał łupnia, mam dość tej zasranej wojny! - rzucam na ziemię swoją czapkę.
-Nie tylko ty jeden. Wszyscy mamy już dość. Ale jesteśmy w wojsku do cholery!
-Miki, siedź cicho! Ty nawet nie wiesz jak jest na ziemi. Sto razy gorzej niż w powietrzu.
-Gadanie.
-Właśnie że nie. Czysta prawda stary.
Nagle słyszę głośny ryk silnika. Jeśli mnie uszy nie mylą to Dodge Charger z 1969.
-Kto u licha ... - momentalnie mnie zelektryzowało jak zobaczyłem nie kogo innego, jak ... generała Eisenhowera. - Panie ... to znaczy Arnold, co ty tu do cholery robisz?! - generał zawsze kazał pomijać swój stopień i mówić po imieniu, czym przypodobał się większości oficerów.
-Słyszałeś co się dzieje?
-O Afganistanie, pewnie że tak. Tylko nie gadaj że ...
-No niestety. To właśnie ta opcja. Ruszamy za 3 tygodnie. Utargowałem to u Obamy, coś typu "Dajmy ludziom odsapnąć".
-A ty jedziesz?
-No ba! Ktoś musi wami dowodzić!
-A ruscy?
-Ruszają od jutra. 25-ta Strzelców Pieszych i 24 Grupa Lotnicza Kożeduba. Ramię w ramię z dawnymi wrogami, nie do pomyślenia co?
-Dokładnie. Pozbieram ludzi, jakoś w tydzień się uwinę.
-Spokojnie, masz dużo czasu. A Adam?
-Co takiego?
-Odpocznij trochę, złap trochę snu, spędźcie trochę czasu z córką. Wiesz o co chodzi?
-Że któreś z nas może nie wrócić? That's out of f%#&in question! - rzuciłem po angielsku.
-No i taką postawę rozumiem! Pozdrów obie Asie odemnie.
-Zrozumiałem.
Patrzę jeszcze jak generał odjeżdża z rykiem i piskiem opon. Cholera, takiego obrotu spraw się nie spodziewałem. Za miesiąc odszedłbym na emeryturę, lub "do cywila". My weterani nazywamy to jednak emeryturą. Za to piekło, które przeszliśmy podczas wojny chyba nam się należy. Anyways, nie wiem jak ja to wytłumaczę mojej ukochanej. Mam nadzieję, że zrozumie.

poniedziałek, 19 września 2016

Do diabła

5 sierpnia 2016. Tomaszów Mazowiecki, Polska.
-FOX ONE! Do diabła! Mam MiG-a na ogonie .... Mayday, Mayday - budzę się z krzykiem ... cholerne PTSD. Asia całe szczęście mocno śpi, mam nadzieję że nasza córka również. Zaspany sięgam po bluzę i spodnie mundurowe. Ledwo co udaje mi się je włożyć, no staruszku, prawie półtora miesiąca po wojnie dało ci się we znaki. Królestwo za kawę! Idę do kuchni, pierwszy widok który tam zastaję, to moja skacowana ekipa. To już chyba czwarta, czy piąta impreza na naszą cześć. Ja już po tygodniu z tego pociągu wysiadłem, nigdy nie potrafiłem się bawić, ani tym bardziej pić na umór.
-Jak było? - pytam.
-Ciszej do k#&@% nędzy! Łeb mi pęka ... - odzywa się dość mało przyjazne burknięcie Mikołaja.
-Dobra, jak chcesz. Zamawia ktoś jajeczniczę na boczku?
-Na sam widok jedzenia mi niedobrze.
-Widzisz Andrzejku, a mówiłem ci, nie przesadzaj?
-Stul że dziób. Bez Kingi to nie to samo,
-Uuuuuu, ktoś tu się ostro zabujał.
-S#@%×+&!?& z łaski swojej.
-No już pancerniaku, spokojnie. - swoją drogą, to bardzo dobrze go rozumiem. Byli zakochani jak cholera. Mam nadzieję że Kinia szybko wróci do zdrowia, tylko co z jej twarzą ... a mniejsza. Nad moim domem przeleciał właśnie jeden z ocalałych myśliwców rosyjskich.
-Nosz cholera jasna?! Który to z moich taki mądry?!
-Masz swojego Flankera pierunie. Doczekałeś się prezentu od starego Dimitrija.
-No nareszcie. Jadę do bazy, biorę Jeepa.
-Tylko go nie zarysuj, bo Corspa urwie mi jaja przy samym tyłku. - tak, mimo wyjaśnienia całej sytuacji, Corspa pozostała nadal lekko wkurzająca. Zaglądam w swój notes. O cholera ... szybkie spojrzenie na zegarek. Aj, nie zostało mi zbyt wiele czasu. Dlaczego ci nowi oficerowie muszą tak wcześnie przyjeżdżać? I po kiego diabła zgadzałem się na dowódcę dywizji?! Sięgam po swojego nie odłącznego Sig Sauera P229 i kluczyki od auta. Boże, jak ja dawno nim nie jeździłem. Trzeba będzie się przyzwyczaić od nowa do potężnej mocy.
-Andrzej, jakby Asia się pytała, to jestem w sztabie dywizji.
-Rozumiem, tylko która Asia? - pyta z uśmiechem. Bardzo wczuł się w rolę wujka.
-Oczywiście że tej trochę większej.
Wychodzę z domu, nosz do jasnej ... dlaczego zawsze musi być tak jasno?! Szybki powrót, łapię swoje okulary przeciwsłoneczne i idę spowrotem do auta. Ahhhh ta czerń, i 550 koników pod maską. Przekręcam kluczyk, silnik od razu zaskuje pełną mocą i rykiem. Wciskam pedał gazu do dechy. Po około 20-25 minutach ostrej jazdy docieram do miejsca już legendarnego. Most Żelazny, aż wspomnienia wracają.
-O, dowódca się pojawił.
-Gadaj zdrów, gdzie ten nowy?
-Raczej "ta nowa".
-No bez jaj ... - zaglądam w teczkę.
Imię : Olga
Nazwisko : Kaczmarczyk
Wiek : 21
Stopień : Sierżant sztabowy.
Przydzielony/na : 1 Dywizja Marines, dowódca kompanii B.
Poprzedni/e przydział/y : 4 Rezerwowa Dywizja Kawalerii Powietrznej (2014-2016), dowódca plutonu 1 (2014-2015), dowódca kompanii A (2015-2016).
Świetnie, niedość że przysyłają podoficera zamiast oficera, to jeszcze jakąś młodą siksę bez doświadczenia bojowego. Już ja dam tym z zaopatrzenia. Ale nazwisko jakby znane, gdzieś już mi się przewinęło po drodze.
-Gdzie ona teraz jest?
-W swoim namiocie, zauważysz dość łatwo, wymalowała kotwicę na "dachu".
Wychodzę trzaskając drzwiami ze złości, już ja ją urządzę! Kotwicę mi malować! Niedoczekanie twoje! Jednak przy namiocie, coś mi podpowiada żeby przed wejściem zrobić mały rekonesans. Zaglądam przez małe okienko do wnętrza. Widzę jak ktoś się rozpakowuję, a potem się odwraca w moją stronę. O kurka wodna. Już wiem skąd znałem nazwisko. To przecież stara dobra Olgusia z II b-ch. Nieraz się gapiłem za nią, jak przechodziła ... mało ważne. Przynajmniej gadatliwa była.
-BAAAAACZNOŚĆ! AMBER IDZIE! - pozwalam sobie na żartobliwe zawołanie przed wejściem do namiotu.
-O w mordę ... jeżeli mnie oczy i pamięć nie mylą ... TO TY STARUSZKU?! - rzuca się na mnie.
-Nie, sam Lucyfer we własnej osobie. Nie spodziewałaś się co? Puść mnie do diabła! Bo zaraz mnie zadusisz!
-Już, już. Gadaj co u ciebie, nadal jesteś z tą swoją Asią?
-Pewnie, nawet następczyni się doczekaliśmy.
-Ooo, to gratuluję. Jak dawno temu?
-Czekaj ... będzie gdzieś tak ze dwa lata.
-No to nieźle. Mów co u naszych? - pyta się o naszą starą paczkę.
-Nie wiem, na razie tylko, lub aż tylko jestem ja, Asia, Kinga, ty i Kaśka.
-To Kacha żyje?! A co u Kini?
-Żyje i ma się dobrze. Z Kingą, to jest delikatna sprawa.
-Łazi z brzuchem?
-Co?! Nie! Zupełnie co innego.
-W takim razie co?
-Pod Kremlem jeden z pocisków ze 152-jki walnął dość blisko nas ... twarz, framgent boku i biodra.
-Ałć, musiało boleć. Gdzie teraz jest?
-W jakimś szpitalu w St.. - przerywa mi moją wypowiedź nagły okrzyk.
-GERONIMOOOOOO!
Wychodzimy z namiotu, już ja dam tym nowym żartownisiom. Nagle, ni stąd, ni zowąd ląduje mi na plecach nie kto inny jak ... Kinga! Cała kompania B już się zwija ze śmiechu, no pięknie.
-Ty to masz efektowne wejścia, ale plagiat jest nie dopuszczalny.
-Nie pieprz mi tu stary, gadaj gdzie ... OSZ TY W ŻYCIU! OLGA?!
-A skąd, sam Gacek.
Boże te baby ... trzy lata się nie widziały. Teraz to będzie plotkowania że hej ...
-"Gadaj gdzie", gdzie kto, co?
-No nie wydurniaj się.
-Aaaaa! U mnie w domu, cierpi na masowego kaca, razem z resztą ekipy.
-Podrzucisz mnie tam?
-Jasne, i tak nie mam co do roboty. A i jeszcze jedno. Olga przejmuje kompanię B
-Moją B?! To czym ja ...?
-Została C Corspy. Wyjechała pozałatwiać parę spraw w Warszawie.
Podchodzimy do mojego auta.
-No, no, no. Wojna zmienia ludzi. Pamiętam jak do szkoły przyjeżdżałeś starym Oplem Corsą. - mówi Olga.
-Który miał może z 30, góra 40 koników. To cacko ma ich aż 550.
-I pali od diabła pewnie.
-Oczywiście. Ale na bohatera można wszystko. My jedziemy do mnie, ty ogarnij chłopaków.
Wsiadam z Kingą do Pontiaca.
-Gotowa na mały wyścig?
-Jaki wyścig?
W tej samej chwili podjeżdża Andrzej w identycznym jak mój wozie.
-Wszystkiego najlepszego kochanie!
-Boże ... pamiętałeś! Ale chwila ... co jest prezentem?
Andrzej wyciąga kluczyki.
-A co myślałaś? Tani pierścionek?
-Ile cię to musiało kosztować ...
-Nie wiele. - uśmiecha się w moją stronę.
-O wy przebiegłe dranie ... dobra! Kto pierwszy u Adama w domu ten wygrywa. Ostatni kupuje mi niespodziankę.
-Ale mamy tylko dwa auta....
-Nie myślałeś chyba, że nie dostanę prezentu ze Stanów.
Oglądam się za siebie. No proszę, Mustang Shelby ... robi się ciekawie. Ale mocą i tak nam nie dorówna. Silnik V6 o mocy 450 koni kontra V8 i 550 koników. Powodzenia.

poniedziałek, 5 września 2016

Ziva's come back. For Bram (In progress)

Capt. James Ryan was in deep sleep when he suddenly got woken up by some strange noise comming from downstairs. He quickly grabbed his pistol, and went to check out what was that noise.A soon as he entered his own living room he spotted dead body of his wife.
-MELINDA! NOOOOOOOOO!
He rushed to search anyone in his house, but murder has already left.


6 hours later. NCIS Headquaters, Falls Church, Virginia, USA.

-Man, it's 2 weeks since Tony's gone and I already miss him - said McGee.
-Yeah, sitting here and watching his empty desk is kinda weird. Where is Gibbs?
-Ellie, you've been with us for almost 3 years and you don't know him? He's getting his coffee.
"Ding!" sound is heard as elevator arrived. Everyone except Tim and Ellie was watching at it, as they saw a ghost.
-What the ... MY GOD! IT CAN'T BE TRUTH!
-Who's that? - Asked Ellie.
-It's Ziva David, former Mossad agent ... and a dead person.
-Dead?
-Atleast we thought so.
Ziva slowly stepped to office. Everyone was staring at her. Then second elevator arrived.
-Whoa! I overused coffee, or I smelled too much paint ... is this Ziva standing right over there?
-Hey boss. - said former Mossad agent.
-OH MY GOD! IT'S REALLY YOU!!!!! - as soon as Gibbs said that, he fainted. Ellie, Ziva and McGee rushed to help him.
-What happened? - said NCIS Director Vance, who stepped out his office when he heard Gibbs's scream.
-Nothing really, he just saw me. By the way, where is Tony.
-He left to search for you.
-ARE YOU KIDDING ME?! VANCE! DIDN'T YOU TOLD HIM!
-He left 2 weeks ago. There was no time.
-Just great ... I gotta call him. - says Ziva and she picks her phone. Immediately getting headslapped by Gibbs.
-Later, we got something to do. Murder in Norfolk.
-Boss, but I have to ...
-You'll do it when we'll be driving there.

2 hours later. En route to Norfolk Naval Base.
-Come on ... answer Tony!